sobota, 13 lipca 2013

W obawie przed cyberszpiegostwem Rosja przesiada sie na maszyny do pisania


Podobno swego czasu NASA wydała kilka milionów dolarów na opracowanie długopisów, które będą działały w kosmosie. W tym samym czasie Związek Radziecki wyposażył swoich kosmonautów w ołówki. Co prawda jest to tylko mit miejski (to nie NASA opracowała te długopisy tylko prywatna firma), ale dobrze ilustruje pewne różnice pomiędzy Rosją i USA w podejściu do technologii. Podczas gdy USA wydają miliardy dolarów na zabezpieczenie się przed cyberatakami, Rosjanie, za równowartość niecałych 15 tysięcy, kupią sprzęt, którego nie spenetruje żaden hacker – maszyny do pisania. 

Dokładnie tak, rosyjską odpowiedzią na zagrożenia XXI wieku będzie urządzenie opracowane w wieku XIX. Co prawda w wersji trochę uwspółcześnionej, ale i tak nie ma co liczyć na to, że połączą się z Internetem. I właśnie o to chodzi Federalnej Służbie Ochrony, który chce zakupić 20 sztuk elektrycznych maszyn do pisania, na których tworzone będą najpilniej strzeżone rosyjskie dokumenty.

Wszystko to w odpowiedzi na „skandal związany z dystrybucją tajnych dokumentów przez WikiLeaks oraz rewelacje Edwarda Snowdena na temat tego, że Dmitrij Miedwiediew był podsłuchiwany podczas swojej wizyty na szczycie G20 w Londynie.”

Dodatkową zaletą maszyn do pisania jest fakt, że w przypadku ewentualnego wycieku można przyporządkować dany dokument do maszyny, na której powstał. A to doprowadziłoby rosyjskich śledczych do ewentualnej wtyczki na Kremlu. Choć akurat to wydaje się mało prawdopodobne – jeśli chodzi o kontrwywiad rosyjskie służby mają dużo większe doświadczenie niż ich zachodni przeciwnicy. Dość powiedzieć, że w ciągu całej zimnej wojny CIA nie udało się zainstalować w Moskwie żadnego wartego uwagi szpiega.

Tak czy inaczej powrót do maszyn do pisania wydaje się być dziś skutecznym, choć raczej dość drastycznym sposobem na zachowanie tajemnicy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz